No i wróciliśmy do Stø. Warto było. Najsampierw - jak powiedziałby Pawlak w "Samych swoich" - najsampierw jednak wybraliśmy się do miejscowego Muzeum Lalek i pocałowaliśmy klamkę, bo wbrew zapewnieniom wujka Google, muzeum otwiera się w tym roku dopiero drugiego lipca, a my już wtedy na Lofotach będziemy.
Spod muzeum do Stø mieliśmy raptem kilkanaście kilometrów. Tym razem nie zatrzymywaliśmy się ani przy grobli, ani przy kościółku w Langenes, więc dotarliśmy szybciej. Wioska, w której mieszka ok. 150 osób jest znanym centrum polowań (z aparatem) na wieloryby, foki i ptaki. Planując taką wyprawę, warto z wyprzedzeniem zarejestrować się online, bowiem w szczycie sezonu można się nie załapać na żadne miejsce, a w innym czasie (np. wczoraj) rejs może być odwołany z powodu zbyt małej liczby chętnych.
Wizyta w Stø jest ciekawa nawet bez wielorybio-ptasiego safari. Jest pięknie położone, w porcie można napić się kawy, zjeść lody albo frytki. Można też zobaczyć słynne suszarnie sztokfiszy, bowiem Śtø to wioska przede wszystkim rybacka. Ryby łowi się tu przez calutki rok, głównie dorsze (torsk), plamiaki (hyse), czarniaki (sei), karmazyny (uer) i halibut (kveite).
Na końcu jednego z cypelków ulokowano Bobilcamping dla kamperów i innych zmotoryzowanych włóczykijów. Wygód specjalnych tam nie ma oprócz WC na miejscu i prysznica we wspomnianej kawiarni (to całkiem blisko), ale jest niewiarygodny spokój i piękne widoki. To jeden z kolejnych na naszej trasie umownych krańców świata.
Kolejny znajduje się blisko, w Nyksund, ale blisko to też termin umowny, bo przez góry (Dronningrutą) można przejść tylko pieszo, a autem trzeba wrócić prawie do Myre i dopiero stamtąd pokonać 13 km, z czego 10 km bitą i niezbyt równą, wąziutką drożyną, na której trudno się wyminąć. Droga wybitnie malowniczą. W pewnym momencie wyłania się na horyzoncie ogromny zielony wieloryb. To oczywiście złudzenie pogłębione przez stojącą na szczycie wzgórza antenę, ale właśnie tam, na wysepce połączonej z lądem betonową groblą, rozsiadło się Nyksund. Tutaj człowiek czuje się jeszcze bardziej na końcu świata.
Nyksund założono w XVIII w. W XIX w. i ta wioska zaczęła się liczyć na dorszowym rynku Vesterålen, ale z powodu braku drogi dojazdowej oraz braku możliwości obsługi coraz większych kutrów, ostatecznie wyludniła się pod koniec lat 60. XX w. 30 lat później miasto duchów zostało ponownie odkryte i dziś jest jedną z atrakcji turystycznych, trochę ukrytą przed wielkimi tłumami, przez co jeszcze bardziej urokliwą. Na zimę zostają tu tylko najwytrwalsi.
Kolorowe drewniane domki charakterystyczne dla rybackich wiosek zbudowane są na skalnych półkach lub na palach wbitych w dno. Obecnie są w nich hoteliki, restauracje, kawiarenki. Jest antykwariat, kościół, wiele niezrównanych punktów widokowych i kolonie mew na oknach, dachach, skałach. Bardzo tu klimatycznie.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
W sprawie granicy polsko-niemieckiej
Publikujemy list marszałka województwa lubuskiego Marcina Jabłońskiego do minister spraw wewnętrznych RFN.
Pani
Nancy Faeser
Minister Spraw Wewnętrznych
Republiki Federalnej Niemiec
Szanowna Pani Minister,
Województwo Lubuskie ...
<czytaj dalej>Nowy szynobus
– Wiążemy z tym pojazdem wielkie nadzieje z poprawą jakości i stabilności połączeń kolejowych, zwłaszcza tutaj, na północy województwa – ...
<czytaj dalej>Bezrobocie bez zmian
Pod koniec ubiegłego roku stopa bezrobocia w Gorzowie była taka sama jak pod koniec 2023 roku i wynosiła 2,4% – ...
<czytaj dalej>Nie daj się oszukać
Uwaga! Oszuści podszywają się pod Krajową Administrację Skarbową.
Ostrzegamy przed fałszywymi e-mailami, których autorzy podszywają się pod Krajową Administrację Skarbową.
Wiadomości wysyłane ...
<czytaj dalej>