Camping w Alcie okazał się bardzo fajny (
Marcelina zostawiła w domku osobiście napisane tenkju z dwoma aż serduszkami). Większość międzynarodowego towarzystwa zwinęła się rano szybciej od nas, ale oni gnali na Nordkapp, a my już od jakiegoś czasu jedziemy pod prąd. Zmierzamy teraz ku Lofotom. Mamy przez to mniej zatłoczoną drogę.
Widoki absolutnie nie są nudne, bo codziennie inne. Fiordy już od dawna jedzą nam z ręki i ciągle nadziwić się nie możemy ich urodzie, dlatego na popas zatrzymaliśmy się w miejscu nad wyraz wprost widokowym, a potem zdążyliśmy jeszcze wejść do Nord-Troms Muzeum w Storslett (tutaj zamykają takie placówki najpóźniej o 16:00, więc często można po prostu pocałować klamkę).
Muzeum, choć nieduże, okazało się bardzo ciekawe. W pierwszej jego części pokazano interesującą historię trzech współistniejących ze sobą na tym terenie narodów: Norwegów, Saamów i Kvenów, druga część była zaproszeniem do Parku Narodowego Reisa utworzonego w 1986 r. wokół doliny rzeki noszącej tę właśnie nazwę. Najbardziej wciągnął nas film promujący zachwycające walory krajobrazowe Parku.
Codziennie mamy też okazję przyglądać się pracom drogowym (dużo się tu dzieje), ale jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy na długim zwężeniu spowodowanym budową nowej drogi, oprócz osób kierujących ruchem, zatrudniony był pilot prowadzący kolumnę samochodów pomiędzy początkiem a końcem odcinka. Z boku widzieliśmy też świeżutko ukończony tunel, nawet oświetlenie w nim już działało.
Tunele przestaliśmy już liczyć, mosty też. Mnóstwo ich zostało za nami, a przed nami jeszcze więcej. Wybitnie skracają drogę, podobnie jak promy. Wczoraj płynęliśmy z Oderdalen na półw. Lyngen (w ciągu drogi 91), dzisiaj mamy przed sobą kolejny prom, ze Svensby do Breidvik. Dzięki nim obu skróciliśmy sobie drogę do Tromsø o 120 km, a w Tromsø czekają przecież ulubieńcy Marceliny - trolle. Mają tam swoje muzeum, do którego właśnie zmierzamy.
Na Lyngen (nad fiordem o tej samej nazwie) zostaliśmy na noc. Tym razem spaliśmy w cieniu Alp. Naprawdę. Otaczające nas surowe, ośnieżone szczyty nazywane są Alpami Lyngeńskimi (Lyngsalpene). Kiedy przymierzaliśmy się do skandynawskiej wyprawy, wpadły nam w oko, bo pisano o nich jako o czystej abstrakcji – że wyglądają jak najprawdziwsze Alpy, ale leżą daleko za Kręgiem Polarnym, że są niższe od Tatr (najwyższy szczyt ma 1.833 m n.p.m.), ale wyrastając prosto z morza, wydają się większe. Kryją pośród swoich szczytów 140 lodowców i całą masę polodowcowych jeziorek z krystalicznie czystą wodą. Są niewiarygodnie piękne.
…a woda w fiordzie w słoneczne dni miewa zachwycający szmaragdowy kolor.
Amatorom napojów wyskokowych donoszę, że w Alpach Lyngeńskich znajdziecie najdalej na północ wysuniętą destylarnię na świecie. Produkowany w niej likier nosi nazwę Bivrost, a słowo to w języku staronordyckim oznacza zorzę polarną.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
W sprawie granicy polsko-niemieckiej
Publikujemy list marszałka województwa lubuskiego Marcina Jabłońskiego do minister spraw wewnętrznych RFN.
Pani
Nancy Faeser
Minister Spraw Wewnętrznych
Republiki Federalnej Niemiec
Szanowna Pani Minister,
Województwo Lubuskie ...
<czytaj dalej>Nowy szynobus
– Wiążemy z tym pojazdem wielkie nadzieje z poprawą jakości i stabilności połączeń kolejowych, zwłaszcza tutaj, na północy województwa – ...
<czytaj dalej>Bezrobocie bez zmian
Pod koniec ubiegłego roku stopa bezrobocia w Gorzowie była taka sama jak pod koniec 2023 roku i wynosiła 2,4% – ...
<czytaj dalej>Nie daj się oszukać
Uwaga! Oszuści podszywają się pod Krajową Administrację Skarbową.
Ostrzegamy przed fałszywymi e-mailami, których autorzy podszywają się pod Krajową Administrację Skarbową.
Wiadomości wysyłane ...
<czytaj dalej>