
Wczorajszy dzień spędziliśmy pod znakiem fińskiej Laponii, przepięknych widoków, komarów i meszek oraz wędrujących niespiesznie środkiem drogi reniferów. Nocowaliśmy na parkingu przed Tuulijärven reitti – szlakiem pieszym do jeziora Tuntur. Najpierw Fredek musiał się wdrapać żwirową, dość stromą drogą prawie na sam szczyt Tuulispäite, gdzie znajduje się maszt radiowo-telewizyjny, a niedaleko niego wspomniany parking. I właśnie spod tego masztu rozciągały się najpiękniejsze widoki na jezioro Inari (Inarijärvi).
Inarijärvi nazywane Morzem Saamów jest trzecim co do wielkości jeziorem w Finlandii. Ma 1.040 km kw. powierzchni, tyle co dwie zatopione Warszawy (bo powierzchnia naszej stolicy wynosi 517 km kw.), linię brzegową o długości 3.300 km i ponad 3.000 wysp (kilka spośród nich to święte wyspy Saamów, na które nie ma wstępu). Mimo swego ogromu zamarza i utrzymuje powierzchnię lodową od listopada aż niemal do czerwca. Pewnie to spowodowało przekonanie dawniejszych mieszkańców osady Inari, iż na zamarzniętym jeziorze zmieściliby się wszyscy ludzie zamieszkujący naszą planetę. Znawcy twierdzą, że jakość jego wód jest doskonała, krystaliczna i zdatna do bezpośredniego picia. Zachwycaliśmy się jego widokiem o północy, zachwycaliśmy się też rano, zjeżdżając w kierunku Inari.
O ile Rovaniemi jest stolicą fińskiej Laponii, to Inari jest stolicą kulturalną fińskich Saamów i siedzibą ich parlamentu. Leży u ujścia rzeki Juutua (Juutuanjoki) do jeziora Inari. Liczy nieco powyżej 500 mieszkańców i właściwie kompletnie miasta nie przypomina. Gdyby nie tablica z nazwą miejscowości, kilka supermarketów i stacja benzynowa, można tędy przejechać, nie zauważywszy skrytych wśród drzew domków. Najbardziej widocznymi budowlami w Inari są:
– wielofunkcyjna instytucja o nazwie Sajos, czyli Centrum Kultury Saamów mieszczące także ich parlament,
– Sámi Museum Siida opowiadające o historii i kulturze Saamów, które zostało właśnie wybrane Europejskim Muzeum Roku 2024.
Warto wiedzieć, że stolicą wszystkich Saamów (również z północy Szwecji, Norwegii i Płw. Kolskiego w Rosji) jest norweskie miasto Karasjok. Saamowie są rdzennymi mieszkańcami Laponii, ale nie lubią, żeby nazywać ich Lapończykami, ponieważ jest to dla nich określenie pejoratywne, kojarzące się ze szwedzkim słowem „lapp” oznaczającym łatę, łachmany. Nie chcą, by ktokolwiek uważał, że są przyszywanymi obywatelami kraju, który zamieszkują (Finlandii, Norwegii, Szwecji czy Rosji), albo że chodzą w łachmanach. A o tym, jak wyjątkowo kolorowe i misternie tkane ubrania noszą, można się przekonać zarówno w murach Sajos, jak i w Siida.
Będąc w Inari, warto też wybrać się na most wiszący nad bystrzami Juutuanjoki. Prowadzi tam półkilometrowa ścieżka o nazwie Jäniskoski, dostępna nawet dla osób niepełnosprawnych. Po drugiej stronie mostu czeka zadaszona wiata ogniskowa, chata zaopatrzona w drewno i sucha toaleta dla niepełnosprawnych, a Ci, którym mało spaceru, mogą wędrować dalej, ponieważ ścieżka wcale tu się nie kończy. My wróciliśmy do Fredka i wyruszyliśmy w dalszą drogę, zatrzymując się w kolejnej ukrytej miejscowości.
Tym razem była to wieś o nazwie Sevettijärvi (w języku skolt: Čeʹvetjäuʹrr, w języku inari: Čevetjävri, a w języku północnosaamskim: Čeavetjávri), jeden z głównych obszarów zamieszkania Saamów posługujących się językiem skolt, odróżniających się też wiarą (są prawosławni). Ortodoksyjni Skolt Sámi z tej miejscowości pierwotnie mieszkali w Suonikylä (zimowa wioska na terenach utraconych po wojnie na rzecz Związku Radzieckiego), więc rząd fiński osiedlił ich po wojnie w Sevettijärvi. Znajduje się tu małe bezpłatne muzeum (otwarte w tym roku od 24 czerwca do 28 września) i dostępny przez cały rok niewielki skansen. Przebiegłam jego teren truchtem, bo komarzyska uniemożliwiały zatrzymanie się choć na chwilę.
Stąd już jakieś 20 km do norweskiej granicy, ale zatrzymaliśmy się na nocleg przy jeziorze Sevettijärvi, bo niewielkie powiewy od strony wody sugerowały, że komarów może tu być nieco mniej. Dziś planujemy północno-wschodnie rubieże Norwegii, wygląda jednak na to, że pogoda chce nam to uniemożliwić. Na kolejne trzy dni zapowiadane są ulewne deszcze (ten dzisiejszy w okolicach Kirkenes ma być nawet nawalny). Zobaczymy, co z tego wyniknie. Padało przez całą noc, teraz tylko siąpi, chociaż pogodowe mapki twierdzą, że leje. I oby tak pozostało.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Pilnie potrzebna pomoc
Gorzowska Fundacja Anaconda, od lat ratująca życie pokrzywdzonych i chorych zwierząt, znalazła się w trudnej sytuacji. Mimo zaangażowania wolontariuszy, możliwości ...
<czytaj dalej>Odeszła...
Z ogromnym bólem i smutkiem zawiadamiamy, że odeszła Joanna Kołaczkowska...Nasza Asia.
Przyszło Jej zmierzyć się z najgorszym i najbardziej agresywnym przeciwnikiem. ...
<czytaj dalej>Zgłoś się do komisji w pomocy społecznej
Organizacje pozarządowe mają ostatnie chwile, by zgłosić swoich przedstawicieli do komisji konkursowych, które zdecydują o podziale środków na projekty z ...
<czytaj dalej>Rezygnacja marszałka Jabłońskiego
Marszałek Województwa Lubuskiego Marcin Jabłoński zapowiedział rezygnację ze sprawowanej funkcji. Zrobił to 11 lipca 2025 r.
Szanowni Państwo,
w związku z wydarzeniem ...
<czytaj dalej>