
Jest 5:44. Wypływamy z Tallina do Helsinek. Prom miał ruszyć dopiero o 6:00, ale już nas nie dziwi, że stali bywalcy radzą, by być na terminalu nawet dwie godziny wcześniej. Zresztą odprawę kończą tu 45 min. przed startem, ale to nie koniec niespodzianek.
Najpierw sprawdzanie dokumentów i elektroniczne mierzenie samochodu, a potem zaczyna się coś, o czym nas wcześniej ostrzegano, czyli pobór opłat dodatkowych. Nie ma tu znaczenia, że mieścisz się w wymiarach, od których zależy cena biletu. Jeżeli masz cokolwiek na dachu, jesteś traktowany jak auto o podwyższonych gabarytach, a wtedy musisz dopłacić (na pasie dla osobówek stały samochody wyższe od Fredka, tyle że bez żadnych, nawet najmniejszych boksów), nas skierowano na pas busów, kamperów, pojazdów ciągnących łódki i przyczepy. Wyglądamy przy nich jak Guliwer w Krainie Wielkoludów. Co ciekawe, z dopłatą nie ma się co ociągać, bo ona rośnie z każdą chwilą. Zaczęliśmy od 50 euro, za chwilę 60 euro, w ostateczności dopłaciliśmy 71 euro. Rejs potrwa dwie godziny, ale po wczorajszym i dzisiejszym deszczu niewiele widać przez ogromne zaparowane okna.
No dobrze, wyżaliłam się, więc teraz czas na opis tego, co wczoraj.
Długo wygrzebywaliśmy się z naszego biwakowiska. Nie spieszyliśmy się, bo i do Tallina mieliśmy jakieś 100 km okrężną trasą. Okrężną, ponieważ postanowiliśmy jechać wzdłuż wybrzeża. I tak na pierwszy ogień wybraliśmy Paldiski na półwyspie Pakri. Nie ma tam jakichś spektakularnych zabytków, chociaż historia miasta sięga XVII w., kiedy Szwedzi założyli tu rybacki port Rågervik. Potem rozbudował go Piotr I Wielki, zmieniając przy okazji nazwę na Port Bałtycki, a ta z czasem wyewoluowała do dzisiejszego brzmienia (Paldiski).
Miasto najbardziej przypomina naszą Kęszycę Leśną, albo raczej znacznie większe Borne Sulinowo. Nic dziwnego. Aż do 1994 r. cały półwysep Pakri był obszarem zamkniętym ze względu na znaczenie militarne. Do dziś jego teren jest dosłownie usiany posowieckimi bunkrami. Obejrzeliśmy tam pozostałości carskiej twierdzy z XVII w. oraz zabytkową latarnię morską z 1889 r. Stoi w odległości 80 m od wysokiego klifu i pozostałości jeszcze starszej latarni zbudowanej w miejscu wskazanym osobiście przez cara Piotra Wielkiego (1724).
Obecnie w Paldiskach znajduje się baza estońskiej marynarki i dwa porty cywilne (północny i południowy).
Kolejnym punktem wczorajszej trasy było Keila Joa, wioska licząca niespełna 350 mieszkańców, a w niej urokliwy, trzeci co do wielkości wodospad w Estonii (po wodospadach Narva i Jägala). Może nie jest zbyt wysoki (6 m), za to długość ma imponującą (ok.70 m). Tuż obok niego zabytkowa hydroelektrownia z 1928 r. (w miejscu młyna wspominanego już w 1555 r.), a niemal naprzeciwko zespół dworski z XVII w. przebudowany w XIX w. i uznawany za jeden z najwcześniejszych przykładów architektury neogotyckiej w Estonii. Gościła w nim rodzina carska, słynni artyści i kompozytorzy; obecnie mieści się muzeum. Otoczony jest zabytkowym parkiem.
Zajrzeliśmy jeszcze do Suurupi – wioski będącej miejscem urodzenia estońskiego malarza Augusta Albo (1893-1963; większość życia spędził jednak w Nowym Jorku). Naszym celem była Statua Wolności ustawiona w tym miejscu na stulecie Estonii (2017). Posąg wykonano z drewna osikowego pochodzącego z drzewa, które spadło na drogę przy plaży Suurupi podczas burzy. Poniżej posągu urokliwa plaża z małymi skałkami.
We wsi są aż dwie latarnie morskie – dolna i górna. Dolna (drewniana) jest jedną z najstarszych czynnych latarni morskich w Europie Północnej (1859 i podwyższona o jedną kondygnację w 1885). W 1940 r. planowano zastąpienie drewnianej konstrukcji żelbetonową, jednak wojna te plany zaprzepaściła. Tym sposobem przetrwała w dziewiętnastowiecznej formie do dziś. Niestety, opakowano ją szczelnie, bo właśnie trwa jej remont i musieliśmy się zadowolić widokiem gospodarstwa latarnika.
Tallin powitał nas ulewą w odcinkach, ale udało się nam znaleźć okno pogodowe na wieczorny spacer po dwupoziomowej Starówce. To wyjątkowo piękne miejsce upewniło nas w przekonaniu, że musimy tu wrócić. Do hostelu odległego o kilka minut (pieszo) od terminala promowego wróciliśmy przed 23:00. Pobudkę zaplanowaliśmy na 4:15. Resztę już znacie. Ciągle płyniemy. Do Helisnek jeszcze dobra godzina.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Bezrobocie w górę
W lutym w Gorzowie było zarejestrowanych 1 508 bezrobotnych; ich liczba wzrosła o 62 osoby; wyrejestrowano 358 osób, zarejestrowano 420. ...
<czytaj dalej>Rozlicz PIT w Gorzowie
Od blisko miesiąca podatnicy mogą składać swoje roczne deklaracje PIT. Spora część naszego podatku PIT zasila budżet samorządu. W ten ...
<czytaj dalej>Maturzyści i misjonarze
W niedzielę 16 marca już po raz czterdziesty siódmy odbędzie się tradycyjna Pielgrzymka Maturzystów Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej na Jasną Górę. Hasłem ...
<czytaj dalej>Na sejmiku o inwestycjach drogowych
Podczas marcowej sesji Sejmiku, 10 marca 2025 r. Henryk Janowicz – dyrektor Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Oddział w ...
<czytaj dalej>