Dziś będzie trochę inaczej. Zamiast podróżować w przestrzeni, wybierzmy się na wędrówkę w czasie. Ot, taki okolicznościowy (za to wielopokoleniowy) kalejdoskop dziecięcych wspomnień.
-
LATA TRZYDZIESTE. Pińsk. Tam urodził się mój tato, najmłodszy z czworga rodzeństwa, beniaminek rozpieszczany przez trzy starsze siostry. Oto, co zapamiętały z jego najmłodszych lat:
W pińskim domu, w pokoju stołowym stała szafa z dużym lustrem, w którym mały Fredzio lubił się przeglądać.
– Mamka zobacz, on mnie przedrzeźnia! Ja się uśmiecham i on się uśmiecha, ja podnoszę nogę i on podnosi nogę, ja podnoszę rękę i on podnosi rękę … ZARAZ MU WALNĘ!
Mały Fredek do swojego taty:
– Tatek powie „ja mądry”.
– Ja mądry.
– Nie, nie tatek… JA mądry!
Z kolei z ciotczynych dziewczęcych wspomnień najbardziej utkwiły mi w głowie opowieści o… majtkach:
„Do śmierci będę te majtki pamiętała. To nie były figi, tylko gacie do kolan (letnie) lub do kostek (zimowe). Wkładało się w nie najpierw nogi, z tyłu była klapka; zapinało się z boku na guziki, później wkładało ręce w staniczek, który był na brzuchu przyszyty do majtek, a z tyłu zapinany na guziki. Samej tych guzików nie dało się zapiąć, ktoś musiał pomagać. W sumie to były strasznie niewygodne majty od razu z koszulką. Od guzika z boku odchodziła jeszcze gumka do zapinania pończoch (oczywiście patentki). Wszystko było diabelnie niewygodne, dobrze, że choć na pupie była odpinana klapa. Na lato majty były krótsze, cieniutkie, często batystowe. Miałyśmy takie, szyłyśmy je w szkole i jeszcze szydełkiem obrębione”.
-
LATA PIĘĆDZIESIĄTE I SZEŚĆDZIESIĄTE. Wspomnień huk, ale przytoczę tylko dwa.
Zima. Śniegi i mrozy były wtedy jeszcze na porządku dziennym. Rodzice wybierają się z nami (ze mną i moim bratem) do Parku Słowiańskiego, na górki. Będziemy zjeżdżać na sankach. Jest tylko jeden problem, bo…
– Ja nie chcę nosić tego futerka!
– Ale dlaczego, Małpeczko? To taki cieplutki sztuczny miś.
– …bo… bo… JA NIE CHCĘ, ŻEBY SZTUCZNE MISIE ZABIJALI!
Szmaciarz to był człowiek-instytucja. Kiedy na podwórko zajeżdżał jego wóz obwieszony patelniami i kolorowymi garnkami, a wokół rozlegało się donośne „Szmaaaaatyyyy, buuuutelkiii", to wszystkie dzieciaki pędziły na złamanie karku. Był to objazdowy skup surowców wtórnych i mini-punkt usługowy (np. ostrzenie noży i nożyczek) w jednym. Prawie zawsze dzieciaki dostawały przy okazji jakieś skarby. Hitem było jojo. Czy można się dziwić, że mały Bodzio marzył, by zostać szmaciarzem?
-
LATA SIEDEMDZIESIĄTE. Ja, już nie takie dziecko, ale pannica, w drodze do szkoły usiłuję uzupełnić w pobliskim kiosku zapas podpasek:
– Proszę pani? Dostanę podpaski?
– Nie ma.
– To może watę?
– Nie ma.
– A ligninę?
– Nie. ALE PLASTER JEST!
Mój starszy brat ma już syna i takie z nim przeprowadza dyskusje:
– Tatusiu patrz, jedzie KOLOMOTYWA!
– Synku, nie mówi się kolomotywa, tylko LOMOKOTYWA.
-
LATA OSIEMDZIESIĄTE. Teraz już i ja mam dzieci. Mamy je razem z Bodkiem.
– Mamusiu, umyj mnie bydełkiem.
– To się nazywa mydełko, a bydełko to są krówki – tłumaczę.
– To umyj mnie KRÓWKĄ!
Wigilia. Dzieciaki się niecierpliwią.
– No kiedy już wreszcie przyjdzie Mikołaj i urodzi się PAN ŚWIĘTUS?
-
WIEK XXI. Nasze dzieci mają dzieci, a te mają mnóstwo pomysłów (nie będę wskazywać palcem):
- Wiesz dlaczego Wiedźmin ma takie włosy?
- Dlaczego??
- Bo za długo pracował w polu.
- No, i?
- ... nie umiem tego wytłumaczyć.
Ta chwila, w której wnuczę zwraca się do swojej mamy:
– Ty to, mamo, mówisz dziwnym językiem, którego nikt już nie rozumie. Z LAT OSIEMDZIESIĄTYCH!
– Jestem podobna do ciebie, co nie?
– Hmm… tak.
– A będę wyglądać tak jak ty? Będę taka ładna?
– Oczywiście.
– Mamo, a nie mogę być ładniejsza?
– Słoneczko, jakie znasz rasy psów?
– Lupe, cialala, delmatyńczyk i burdel francuski
– Mamo co to za bajka?
– „O Wandzie co Niemca nie chciała”
– Aha… bo go ciocia Kasia chciała…
– Mamo, jak się pisze „Dzi"?
– A co chcesz napisać?
– Dziwa Operowa!
– Że co? Nie ma czegoś takiego!
– No jest. Tata Kapsela (Kacpra) wysłał ci piosenki z taką piękną dziwą operową.
– Ach… diwa operowa..
– No przecież mówię…
– Mamo, a tata umie zakładać staniki?
– Ale dlaczego ty, mamo, mówisz, że przytyłaś? Ty po prostu wyrosłaś z tej sukienki. Trzeba ci kupić nową. Ja też wyrosłam z moich butów i przecież nie jestem gruba.
– Mamusiu co to są tampony? To się je?
– Nie… – i tu wyjaśnienia, że kobieta ma co miesiąc miesiączkę i używa tamponów itd., że to jest normalne itd.
– Mogę zobaczyć? Mogę pożyczyć?
– Możesz zobaczyć, pożyczę ci za kilka lat…
– Mamusiu, a co to są kondomy? Pokażesz mi?
Rozmowa o Mikołaju i takie pada dziecięce pytanie:
– A mamy od kogo dostają prezenty?
– Też od Mikołaja.
– Nie! Od mamy Mikołaja! Mikołaj daje tylko dzieciom. ALE ŚNIEG, TO CHYBA MUSISZ ZAMÓWIĆ NA ALLEGRO…
– Mamo daj mi książkę
– Jaką?
– Zaciekawiającą.
– Chodź mamo, pobawimy się. Ja będę Bodkiem, ty moją Marysią. Będziemy dziadkami.
(a na zdjęciu mała Irenka (moja mama) ze swoimi kuzynami. Baranowicze, rok 1936; miała wtedy 5 lat).
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny