29 czerwca uważany był niegdyś za pechowy. Mawiano wtedy, że „dzień, nad którym patronat sprawuje aż dwóch świętych, nie może być szczęśliwy”. Ludowy przesąd ostrzegał przed kąpielą w rzekach i jeziorach, bo skoro dzień jest feralny, to i woda „szczególnie żądna ofiar”. Przesądna nie jestem, jednak uważajcie – od początku czerwca utonęło już prawie 70 osób.
Z dzisiejszego punktu widzenia pechowość związana z liczbą dziennych patronów wydaje się co najmniej dziwna. Nie ma już w kalendarzach dnia z wyłącznie jednym patronem, a dzisiaj oprócz Piotra i Pawła, mamy ich jeszcze czworo: dwie kobiety (św. Beatę i św. Emmę) oraz dwóch mężczyzn (św. Kasjusza i bł. Rajmunda). Faktem jest, że oni – w przeciwieństwie do Apostołów – występują pojedynczo, natomiast bohaterowie dnia, utkwili w świadomości ludu tak zdwojeni, że określano ich nawet wspólnym mianem „Pieterpawła”.
Święci Apostołowie Piotr i Paweł są patronami Poznania. Piotr opiekuje się ponadto blacharzami, kowalami, murarzami i sprzedawcami ryb, Paweł z kolei marynarzami, wędkarzami, powroźnikami i tkaczami. W dniu ich wspomnienia rozpoczynał się sezon letnich połowów; podsumowywano zyski i straty z połowów wiosennych i zawierano kontrakty na lato.
Mało znanym zwyczajem dotyczącym obchodów dzisiejszego święta jest Morska Pielgrzymka Rybacka do Pucka. Jej tradycja sięga roku 1217, kiedy to miasto otrzymało przywilej urządzania jarmarków w dzień patronów tamtejszej parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Aż do czasu oddania do użytku linii kolejowej z Pucka do Helu (1922), mieszkańcy Półwyspu Helskiego docierali na jarmark łodziami, potem zwyczaj zaczął zanikać. Reaktywowano go w 1981 r. i od tej pory morska pielgrzymka organizowana jest najczęściej w najbliższy świętu weekend (w tym roku 25 czerwca).
Wygląda to naprawdę malowniczo. Dziesiątki udekorowanych kutrów, łodzi rekreacyjnych i turystycznych, wypływa z Kuźnicy, Władysławowa i Jastarni. Mniej więcej w połowie drogi spotykają się z czekającymi na nie kutrami rybaków z Pucka. W miejscu spotkania, na wodach Pucyfiku (Zatoki Puckiej) odprawiane jest krótkie nabożeństwo, po czym wszyscy płyną do Pucka, gdzie biorą udział w sumie odpustowej, celebrowanej u stóp tamtejszej fary. Uroczystości kościelne kończy wspólne zdjęcie wszystkich obecnych Piotrów i Pawłów, a potem rozpoczynają się kulturalne wydarzenia towarzyszące. Ta niezwykła pielgrzymka jest jedyną w Europie i jedną z dwóch na świecie. Druga odbywa się w Brazylii na wodach Amazonki.
Poza tym Niebiański Klucznik uchodził za jednego z najbardziej wiarygodnych patronów „pól obsianych chlebem”. Mawiano „jeśli proso w dzień Piotrowy jest w łyżce, będzie i na łyżce”.
W obrzędowości ludowej dopiero dziś kończyły się sobótkowe obchody. W wielu regionach młodzież spędzała noc „pilnując słońca”. Istniało przekonanie, że w Pieterpawłowy poranek słońce „bawi się jakimś specjalnym kolory, które mienią się i mienią jak tęcza”. Coś faktycznie jest na rzeczy. Obserwowałam dziś barwy nieboskłonu od samego brzasku. Kolorowe wzory zmieniały się na nim jak w kalejdoskopie. Chłonęłam je, wsłuchując w dźwięki ptasiego radia i nawet mi do głowy nie przyszło, by wziąć do ręki aparat. Zrobiłam to dopiero po dobrej godzinie. Efekt na zdjęciu, ale to już końcówka spektaklu.
A co upamiętniono w przysłowiach?
po pierwsze – deszcz
„Gdy Piotr z Pawłem w deszcz uderzy, słońce za mgłą tydzień leży”,
„Gdy święci Piotr z Pawłem płaczą, ludzie przez tydzień słońca nie zobaczą”,
„Gdy na Pawła leje, dobrych zbiorów miej nadzieję”,
po drugie – grzyby
„Piotr i Paweł, tak na niby, sieją w lasach pierwsze grzyby” (doniesienia o pierwszych zebranych w lesie kurkach już się pojawiają),
po trzecie – muchy
„Po świętym Pawle i Pietrze muchy tłuste jak wieprze”,
a po czwarte – są jeszcze przysłowia, które trudno jednoznacznie przypisać:
„Dawniej Piotr był Piotrem, a łotr łotrem”,
„Wie święty Piotr, komu swego płaszcza udzielić”,
„Uczył Paweł Marcina, a sam głupi jak trzcina”,
„Piotr wie, co mówi, Paweł zaś mówi, co wie”,
„Ja o Pawle, on o Gawle”.
Jeżeli ktoś w Piotra i Pawła zabłądzi do środkowej Austrii, na Ziemię Salzburską, ma szansę podziwiać niecodzienne wydarzenie o ponad 300-letniej tradycji. W procesji dźwigane są przez młodych mężczyzn kwietne kolumny zwane „prangstangen”. Ważą one od 35 do 80 kg, mają do ośmiu metrów wysokości, a ich trzon stanowią oczyszczone z kory pnie drzew, które owijane są szczelnie girlandami świeżych kwiatów z alpejskich łąk. Wykonuje się je ręcznie, wykorzystując 40-50 tysięcy kwiatków, zbieranych wcześniej przez dzieci i młodzież.
Według przekazów, dzieje się tak na pamiątkę plagi szarańczy, która na przełomie XVII i XVIII w. zniszczyła tu całą roślinność oprócz nagietków. W podzięce za ochronę, mieszkańcy ślubowali, że będą co roku nosili w uroczystej procesji, ozdobione kwiatami i sięgające nieba pnie drzew. Kolumny stoją w kościele aż do Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia), potem są ostrożnie zdejmowane i przechowywane do zimy, kiedy trafiają do kadzielnic.
Tekst i foto Maria Gonta
II etap prac
28 marca rozpocznie się II etap prac na skrzyżowaniu ulic: Słowiańskiej, Żwirowej, Roosevelta i Kosynierów Gdyńskich.
W czwartek (28 marca), na ...
<czytaj dalej>